piątek, 29 marca 2024

Sport

  • 9 komentarzy
  • 9779 wyświetleń

„Okruchy wspomnień” 32/16

Antoni Czajkowski, felieton nr 32/16 z cyklu „Okruchy wspomnień”

 

REPREZENTANT POLSKI

      Zastanawiam się ilu młodych ludzi wie, że mamy Grajewianina, sportowca wyczynowego, który jako pierwszy w powojennej historii naszego miasta został reprezentantem Polski. Gdy przyjeżdża do Grajewa słyszę jego wesołe zawołanie: „Ruszaj się bo zardzewiejesz! ” To Walenty Michalak, popularnie znany jako Waldek. Po maturze, którą zdawaliśmy razem w 1965 roku w LO im. M. Kopernika w trudnej rywalizacji około 10 kandydatów na jedno miejsce zdał egzamin i dostał się na warszawski AWF. Na uczelni wyspecjalizował się najpierw w pływaniu. Gdy w ratownictwie osiągnął najwyższy stopień instruktora ratownictwa – wykładowcy otrzymał radę: „Rzuć to pływanie, idź do rugby.” . Zaproponował mu to trener tej dyscypliny dr Józef Grochowski. Ktoś powiedział, że rugby to brutalny sport dla gentlemanów więc Waldek patrzył na grę początkowo z dystansem ale gdy okazało, że jego koledzy potrzebowali szybkiego, skrzydłowego napastnika? Za namową trenera zaczął specjalizować się w tej wówczas mało znanej w Polsce a bardzo popularnej w krajach Zachodu dyscyplinie wymagającej od zawodników wyjątkowych warunków fizycznych i świetnej kondycji. Nie będę zanudzał czytelników zasadami gry bo sam ich do końca nie pojmuję. Wspomnę tylko, że jest owalna piłka, są wysokie bramki a zawodnicy często robią tzw. młyn wyglądający jak zapasy usiłując wyrwać dla swojej drużyny wrzuconą do środka piłkę. Atak to sprint z rzucaniem piłki biegnącemu z tyłu koledze, którą rywale chcą za wszelką cenę odebrać. Zwycięska akcja kończy się przyłożeniem „jaja” na murawę za linię bramkową boiska przeciwnika, nagradzana punktami. Rzut karny to kopnięcie piłki ułożonej na podstawce. Trafić celnie w wąską, wysoką bramkę jest niełatwo. W tym sporcie mój serdeczny kolega w latach 1969-73 osiągnął wszystko co było możliwe. Jest czterokrotnym, klubowym mistrzem kraju: dwa razy z AZS AWF Warszawa i dwukrotnie z Lechią Gdańsk, do którego przeniósł  się w 1971 roku. Jako reprezentant Polski debiutował w koszulce z orłem na piersi w wieku 24 lat w Brnie, w 1969 roku w meczu Czechosłowacja -Polska. Później, w latach 1976 -78 trenował nawet reprezentację Polski juniorów. Z juniorami Lechii w 1980 roku zdobył mistrzostwo kraju. Po zakończeniu kariery zawodniczej i trenerskiej został sędzią, jednym z trzech najlepszych polskich arbitrów międzynarodowych w rugby. Był również szefem Pomorskiego Wydziału Sędziowskiego. Dowiedziałem się od niego o pewnym zwyczaju przestrzeganym przez stadionowych oprychów. Samochody z winietą Polskiego Związku Rugby są pod ich opieką a właściciel auta otaczany podziwem i szacunkiem. Dzięki temu sportowi Waldek zobaczył wiele krajów Europy. Nie tylko. Po meczu w Barcelonie wracając z Warszawy w pociągu zobaczył także piękną dziewczynę o imieniu Ela. Tak się złożyło, że tym samym pociągiem i w tym samym przedziale jechaliśmy wtedy przypadkowo razem. Ela, mieszkanka Ełku została jego żoną. Waldek do emerytury pracował jako nauczyciel w XX LO na Morenie. Tam specjalizował się jako trener koszykówki. Z uczniowską drużyną swojej szkoły wygrał trzykrotnie turniej w Trójmieście. Za pracę pedagogiczną otrzymał kilkakrotnie nagrody Prezydenta Miasta i jest odznaczony Medalem Komisji Edukacji Narodowej. Ciekawostka, że był nauczycielem Leszka Możdżera, wybitnego pianisty jazzowego.

                                    
    W tym miejscu wielu czytelników zapewne zastanawia się co ma wspólnego z Grajewem ktoś, kto w nim od 45 lat nie mieszka? Otóż ma. Wbrew pozorom bohater mego felietonu jest bardzo przywiązany do Grajewa. Bywa w nim regularnie. Jak sam mówi, w mieście swego dzieciństwa i młodości ładuje „akumulatory”. Znamy się i przyjaźnimy od szkoły średniej. Mieszkał na ulicy Wojska Polskiego 14, na piętrze z oknami wychodzącymi na ulicę, tam gdzie dzisiaj jest sklep piekarniczy. Bywałem w nim często m. in. z powodu…  telewizji. Państwo Michalakowie jako jedni z pierwszych w Grajewie mieli prywatny odbiornik. Latem 1966 roku razem oglądaliśmy mistrzostwa świata w piłce nożnej z legendarnym, dzisiaj sir Bobby Charltonem. Jego tata, właściciel zakładu wulkanizacyjnego na ulicy Ełckiej mógł sobie pozwolić na wiele, mimo to kolegowanie się z jego synem nie było ambarasujące. Zawsze kordialny nie wywyższał się z powodu statusu materialnego. Obaj bawiliśmy się świetnie. Graliśmy w szachy. Paniom na centrali telefonicznej przez słuchawkę telefonu puszczaliśmy z gramofonu „Bambino” przeboje naszych cudownych lat 60 – tych, słuchaliśmy muzyki jazzowej. Waldek miał wiele atrakcyjnych, drogich płyt winylowych chyba kupowanych gdzieś w dużym mieście w komisie. Pamiętam przepiękną okładkę ze zdjęciem Louisa Armstronga gdy lśnił cudowną bielą zębów. W rękach trzymał złotą trąbkę z białą chusteczką, którą ocierał twarz w czasie koncertu. Tato kupił mu Jawę 250. Motorem jeździliśmy na wyjazdowe mecze Warmii, do Olecka, Szczuczyna, Gołdapi. Razu pewnego zabrał swój szpulowy magnetofon „Tonette” do Klubu Wojskowego. Jedna z naszych koleżanek była córką oficera. Pół naszej klasy bawiło się na ad hoc zorganizowanej zabawie. Czy w dobie niesamowicie rozwiniętej technice elektronicznej są dzisiaj do wyobrażenia tańce przy samotnej, leżącej na brzegu sceny cichej Tonetce? Umiłowanie muzyki zostało w nim na zawsze. Gdy przyjeżdżał do Grajewa witał mnie na podwórku hitami Paul Anki, Presleya czy Roy Orbisona z samochodowego odtwarzacza. Bywał w Grajewie częściej gdy regularnie odwiedzał matkę.               


    Waldek jest postacią nietuzinkową nie tylko z powodu sukcesów sportowych. Po latach sportu wyczynowego, trenerki, pedagogiki, sędziowania i fascynacji muzyką lat 60-tych, w znajomości której też jest lepszy ode mnie, odnalazł w sobie jeszcze inną pasję. W latach dziewięćdziesiątych powstało w Grajewie Towarzystwo Przyjaciół 9 Pułku Strzelców Konnych AK. Mój szkolny druh bardzo zaprzyjaźnił się z uczestnikami bitwy na Osowych Grzędach i z działaczami - założycielami Towarzystwa. Jego zainteresowanie II Wojną Światową i patriotyzm wzbudzały mój nieustanny podziw. Przez wiele lat fascynował się historią grajewskiego obwodu Armii Krajowej, darzył nieukrywanym, ogromnym szacunkiem uczestników bitwy na Osowych Grzędach. Spędzał z nimi i z Zarządem wiele czasu. Przy okazji każdego przyjazdu do Grajewa przywoził dla organizującego się przy Towarzystwie muzeum coś ciekawego, nawet cennego. Nie zdradzał jaką drogą doszedł do posiadania swoich darów. Domyślam się, że historyczne niespodzianki kupował na Jarmarku Dominikańskim. W zbieraniu militariów i rożnych pamiątek pomagali mu uczniowie zarażeni jego pasją. W moim domu pokazał kiedyś przywieziony mundur oficera SS formacji uczestniczącej we wrześniowej bitwie pod Mławą. Innym razem przytargał skórzany, w świetnym stanie płaszcz gestapowca. Zastanawiam się ile jego eksponatów wzbogaciło Grajewską Izbę Historyczną? Nasze spotkania i rozmowy prędzej czy później sprowadzał do historii ziemi grajewskiej i działalności AK. Wszystko to robił i robi nadal z sercem. Od 2015 roku jest wiceprzewodniczącym Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaciół AK w Gdańsku.  Dzisiaj dobrze zakonserwowany emeryt rzeczywiście nie chce zardzewieć. Ostatnie kilka lat pracował w Centrum Edukacji Katolickiej im. Św. Wojciecha w Gdańsku – Morenie. Założył tam Uczniowski Klub Miłośników Historii. Uczy młodzież patriotyzmu na przykładzie, który zna najlepiej bo na dziejach 9 PSK i AK w Grajewie. Niedawno uczestniczył z uczniami w pogrzebie ekshumowanych „Zagończyka” i „Inki”, która idąc na śmierć w gdańskich kazamatach UB powiedziała do współwięźniów: „Powiedzcie babci, że zuchowałam się jak trzeba.”. Od Waldka właśnie usłyszałem, że „Inki” babcia A. Tymińska leży pochowana na cmentarzu w… Grajewie.                                                                                    
      Kreśliłem sylwetkę mego serdecznego kolegi nie bez przyczyny. Myślę, że jego życie warte jest zauważenia zwłaszcza przez tych Grajewian, którym nazwisko Michalak niewiele mówi. Może zainspiruje do ambitnej pracy nad sobą? Przecież nie święci garnki lepią. Co to znaczy? Znaczy, że talenty, które Stwórca rozrzuca hojnie na wszystkie strony rodzą się wszędzie, są wśród nas, niekoniecznie w wielkim mieście, ani w uprzywilejowanych rodzinach. Wielu wybitnych artystów, aktorów, piosenkarzy, uczonych i sportowców pochodzi z małych miejscowości. Ba! Myślę, że większość z nich nie uważa się np. za Warszawiaka, Gdańszczanina czy Poznaniaka. Walenty Michalak zawsze i wszędzie podkreśla, że pochodzi z Grajewa i słusznie. Prowincja to najpierw kwestia mentalna, później geograficzna. Można mieszkać w Paryżu i mieć w sobie Kozią Wólkę, lub w naszej  Kurejewce i czuć się nowojorczykiem. To kwestia pracy nad sobą, rozwoju wewnętrznego, ale przede wszystkim chęci. Do takiego spojrzenia pretenduje reprezentantka młodszego pokolenia Grajewian, absolwentka naszego LO im M. Kopernika. której nazwisko regularnie pojawia się na ekranie telewizyjnym. Kto to? O tym w którymś z następnych felietonów.

                                                                         Antoni Czajkowski

Na zdjęciach z prywatnego archiwum Waldka Michalska, któremu dziękuję za udostępnienie. 

 

piątek, 29 marca 2024

Tenis. Marek Krymski mistrzem Kolna

czwartek, 28 marca 2024

GCK. Kalendarz imprez - kwiecień

Komentarze (9)

Kto to? to pani Beata :)

Musze się pochwalić, że też poznałem pana Walentego Michalaka. To rzeczywiście niezwykle sympatyczny, nietuzinkowy człowiek. Pozdrawiam Go serdecznie, a także Autora wspomnień.

Niestety , Pani Beata odeszła z TVP.....

Ciekawa postac, pozdrawiam!

Bardzo to piękne, że nie wstydzi się naszego Grajdołka. Jest taka grupa taneczna FPC, której członkowie w przeważającej części pochodzą z Grajewa i okolic, ale zawsze przedstawiają się jako zespół z Białegostoku. Mam wrażenie że w aspekcie pochodzenia mają w sobie Kozią Wólkę, chociaż muszę przyznać, że tańczą super i właśnie przez wspomnianą P.Harasimowicz są ostatnio często zapraszani do programów rozrywkowych.

z naszego rodzinnego miasta jest bardzo dużo wybitnych ludzi, o których nikt nie wspomni... a warto.To kuznia niezwykłych talentów. Piękne wspomnienia Tolek, dawaj dalej a my czekamy na "czytankę".

Zapewne masz na myśli Beatkę Harasimowicz ?prawą rękę Niny Terientiew:)

do "Grajewiak" Nie absolutnie nie.Przyznam,ze nawet nie słyszłam o tej Pani Beacie. Ale absolwenci z grajewskiego LO bardzo wysoko zaszli w swojej karierze, warto o Nich mówić. Nie snuj Grajewiak insynuacji. Pozdrawiam Cię i zycze zdrówka na jesienne dni.

Zapewne masz na myśli Beatkę Harasimowicz ?prawą rękę Niny Terientiew:)

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.